 |
Złota Gałąź Nadprzyrodzone Nierzeczywiste Ponadczasowe Forum Humanistów
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Pasja
Malachit
Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 20:43, 30 Gru 2007 Temat postu: Człowiek, Bóg, inni ludzie... |
|
|
Jak myślicie, czy człowiek powinien docierać do Boga poprzez bliskość z innymi ludźmi czy to jest fałszywe i jedynie "bezpośrednia" relacja z Bogiem (t.j. jednostka<=>Bóg) jest tą słuszną, jak zdaje się uznają np. Kartuzi w "Wielkiej ciszy"?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Meliana
Jaspis
Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 22:45, 30 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Ja osobiście odnajduje Boga w kontemplacji, dlatego bardzo podobał mi się morał płynący z filmu "Wielka Cisza" ( notabene przepiękny film, który daje wiele do myślenia ). Dla mnie Bóg jest "wyższym pięknem", którego choćbym chciała, nigdy nie pojmę, ale mogę dostrzec Jego namiastkę w naturze, w malarstwie, w muzyce, czyli we wszystkich tych rzeczach, które sprawiają, że zaczynam rozumieć...
Bardzo dużo daje mi także lektura Pisma Świętego i osobista Modlitwa, choć czasem mam wrażenie, że nie umiem się modlić i że moje dziękczynienie wypada bardzo trywialnie, banalnie i infantylnie w stosunku do Tego, do którego się zwracam.
Nie wiem czemu, ale rzadko takiego misterium doświadczam w kościele, z innymi wiernymi. Szczególnie w momencie, kiedy widzę ludzi z anielskim wyrazem twarzy przystępujących do Komunii Świętej, choć - dajmy na to - dzień wcześniej widziałam ich pijących w Pubie, czy ciszących się z powodu agonii sąsiedzkiej krowy. Wiem, że teraz może generalizuje i że nie mam właściwie prawa oceniać postępowania innych, ale jakoś nie potrafię przechodzić obok podobnych wydarzeń obojętnie.
Oprócz tego sami księża też często nie dają takiego świadectwa Boga, jakiego bym oczekiwała. Szczególnie drażni mnie, kiedy ksiądz z Ambony podnosi do rangi głównej kazanie na tematy polityczne, związane z seksem, antykoncepcją, czy paroma innymi kwestiami, które bardzo nie pasują mi do kościelnych murów. Na szczęście znam też takich, co wystrzegają się podobnych tematów, jak ognia, a kazania mają piękne, natchnione i wyważone. Szkoda że w praktyce jest ich tak niewielu.
Pozdrawiam!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Erni
Administrator
Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 0:40, 31 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Moje spojrzenie na tą kwestię jest zgoła inne. Może to zbytni utylitaryzm ale wyznacznikiem kontaktu z Bogiem, przynajmniej według religii rzymsko-katolickiej jest dostrzeganie Go w drugim człowieku. To są właśnie nauki Jezusa wyrażone w Nowym Testamencie. Jeżeli człowiek stworzony jest na podobieństwo Boga to wyrazem czci jest szacunek lub jak to jest napisane dalej w Ewangelii miłość do bliźniego. Modlitwa oraz osobista kontemplacja jest tylko lub aż prywatną rozmową z Bogiem, oddaniem się pod jego opiekę, szukanie w nim odpowiedzi na nurtujące nas pytania. Bycie chrześcijaninem (interpretując- stworzenie więzi między człowiekiem a Bogiem poprzez instytucję Kościoła) wyraża się w czynach. To nie kwestia znajomości dogmatów, dysponowania pewnych zasobem wiedzy czy umiejętność idealnej interpretacji tekstów biblijnych. (jeżeli jest to w ogóle możliwe)
Nadrzędne jest zatem spojrzenie na relację z Bogiem pod kątem poświęcenia się dla drugiego człowieka. Religia to dążenie do systemu idealnego- civitas dei. Możliwe jest to tylko poprzez umiłowanie Boga w człowieku, poświęcenie się dla niego, nawet własnym kosztem.
Podsumowując modlitwa i kontemplacja służy odnalezieniu klucza do znalezienia wewnętrznego spokoju w Bogu (tylko oczywiście modlitwa to nie klepanie "zdrowasiek", lecz rozważanie Boga poprzez właśnie modlitwę) a poświęcenie swojego życia dla pewnych ideałów zgodnych z naukami Jezusa jest najlepszą drogą do nawiązania kontaktu z Najwyższym. Może dlatego o los dusz Marka Kotańskiego czy Matki Teresy z Kalkuty jestem spokojny  
..........UWAGA! TO TYLKO PRYWATNE PRZEMYŚLENIA!...............
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Erni dnia Pon 0:41, 31 Gru 2007, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Pasja
Malachit
Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 13:42, 31 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Bardzo pięknie się rozpisaliście!
Ja po trochu zgadzam się z każdym z Was.
Mel, masz rację. Ja też często więcej odnajduję Boga w sztuce, przemyśleniach, miejscach (a czasem i sytuacjach), które prowokują mnie do kontemplacji niż (niestety) w Kościele...tzn. bardzo doceniam Kościół i uważam, że jest potrzebny, bo nie każdy odnajduje ukojenie w interpretacji świata, nie każdy lubi czytać książki, czasem ocieramy się o fałsz w zbyt daleko posuniętych własnych rozmyślaniach...niemniej ja czuję się nieswojo wśród tylu ludzi, naśladując te same "rytualne" gesty...oczywiście one składają się na jakąś tam tradycję, która pozwala zachować ciągłość Kościoła - niemniej jednemu to pomoże, drugiemu wprost przeciwnie.
Bardzo cenię ludzi, którzy potrafią być wartościowi i poza Kościołem i w Kościele, bo niestety hipokryzja, o której wspomniałaś jest boleśnie częsta.
Erni, dokonałeś słusznej syntezy, która wykazała, że ideałem jest połączenie kontemplacji z równoczesnym poświęcaniem się dla drugiego człowieka.
Miłość bliźniego dla mnie osobiście jest chyba najwyższym ideałem. Umieć stanąć ponad bolesnymi dla nas sprawami, wyciągnąć rękę "pomimo wszystko", pamiętać o każdym, dbać o bliskich, nie przekreślać nikogo...i szereg innych spraw gdzieś tam przytłoczonych codziennością. Dla drugiej osoby zawsze powinno się mieć czas, jedno słowo może wiele zmienić.
Poprzez wnętrza innych i więzi doświadczamy istoty chrześcijaństwa:)
Właśnie, a jak rozumiecie "poświęcenie się dla drugiego człowieka" Jak rozumiecie "nadstaw drugi policzek"?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Erni
Administrator
Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 23:03, 03 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Jak rozumiem nadstawienie drugiego policzka? Nie rozumiem na pewno tego na jednym poziomie z miłością do bliźniego oraz poświęceniem . Interpretacje tego wskazania Jezusa mogą być różne. Moim zdaniem Jezus w nastawieniu drugiego policzka mówi daj drugą szansę, ale nigdy nie rób tego na zasadzie bezwzględnej uległości i posłuszeństwu. Trzeba pamiętać co Jezus zrobił np wypędzając kupców ze świątyni. Był w pewnych sprawach konsekwentny. Są granicę, których przekraczać nie wolno, ale znając ujemność człowieka nie sposób nie dać mu drugiej szansy, ale tylko wtedy, kiedy na to zasługuje. (tylko że to znowu jest dość subiektywistyczne spojrzenie)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Greebo
Malachit
Dołączył: 11 Gru 2007
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z biblioteki Jagiellońskiej
|
Wysłany: Nie 0:15, 06 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Hm... A ja uważam, że prawda leży gdzieś pośrodku... No bo jeśli odnajduje się Boga w ciszy, skupieniu i modlitwie, to czyż można nie widzieć jego cząstki w drugim człowieku? Gdybym umiał wyjaśnić o co mi chodzi, byłbym niezłym księdzem. Niestety nie umiem, więc posłużę się ładnym, literackim przykładem.
Biblia, a zwłaszcza księga Genesis uczy nas, że cały świat, w tym wszelkie życie, od bakterii po człowieka zostało stworzone przez Boga. O wydarzeniach z przed (sprzed? ) początku świata dowiadujemy się z księgi proroka Izajasza, który obrazuje bunt części aniołów pod wodzą Lucyfera, który uważał się za równego Bogu. Niestety dla niego, nawet najpoteżniejsi aniołowie również zostali stworzeni przez Boga i to do Niego należy władza wyrokowania w każdym aspekcie egzystencji wszystkich bytów. Czy w związku z tym, powinniśmy dostrzegać Boga w innych ludziach? Moim zdaniem nie. Cześć należy się stwórcy, a nie stworzeniu. Jeśli zaczniemy dostrzegać ułamki boskości w człowieku, to za chwilę znajdziemy je też w zwierzęciu czy roślinie (wszak też żyją), a potem w strumieniach, kamieniach... Panteizm zaś, podobnie jak animizm zostały uznane za herezję.
Jest jednak druga strona medalu - Bóg nakazuje ludziom by postępowali wobec siebie z szacunkiem, miłością i zrozumieniem, by byli godni miana jego dzieci, jego stworzenia. Skoro oddaję cześć Bogu, to czy mogę jednocześnie pozwolić sobie na łamanie jego praw?
BTW. Owo poszukiwanie boskości w ludziach, a potem w całej naturze było już przez Chrześcijan przerabiane. W pierwszych wiekach n.e. nasi przodkowie wyraźnie starali się czcić Boga wprost, bez pośrednictwa Kościoła jako instytucji. Dowodami na to są apokryficzne ewangelie z tamtych czasów (np. Apokryficzna Ewangelia wg Tomasza: (77) Rzekł Jezus: "Ja jestem światłością, która jest ponad wszystkimi. Ja jestem Pełnią, Pełnia wyszła ze mnie, Pełnia doszła do mnie. Rozłupcie drzewo, ja tam jestem. Podnieście kamień, a znajdziecie mnie tam".)
Trudno dziś ocenić, czy podobne teksty zostały zaliczone w poczet apokryfów bo było to na rękę ówczesnemu Kościołowi. Natomiast dziś wiemy, że Kościół ma być komunią, wspólnotą. Bez tej wspólnoty, bez ludzi dookoła nie moglibyśmy wypełniać przykazania "Będziesz miłował bliźniego swego...". Skoro przykaznaie istnieje, to chyba nie możemy sądzić, że zostało nam dane bez sensu...
Wybaczcie te trudne rozważania przed północą, taki mam dziś filozoficzny nastrój
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Erni
Administrator
Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 2:36, 06 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Przed północą .... ja piszę już grubo po.
Tak jak nakreśliłeś przez dwadzieścia wieków chrześcijaństwa nastąpiło wiele etapów pewnej ewolucji nauk Kościoła zarówno co do miejsca Boga we wszechświecie jak i jego wpływu na życie na ziemskim padole. Niepodważalnym wyznacznikiem teorii umiejscowienia Boga we świecie są nauki Jezusa, z drugiej strony genesis mówi o stworzeniu człowieka na boskie podobieństwo. Aż chce się dopowiedzieć, jeżeli Bóg stworzył człowieka na swoje podobieństwo, to czy jest chociaż w połowie ułomny jak on? :/Nie chce na razie na te pytanie odpowiadać.
Podejście szukania Boga w świecie natury jest podejściem bardzo starym, nie jestem pewien czy nie sięgającym grubo w proroctwa Starego Testamentu. Jest jednak bardzo silna linia wyznaczająca różnicę między człowiekiem a innymi istotami i ta linia właśnie została zobrazowana w księdze Rodzaju, gdzie Bóg daje władze człowiekowi nad stworzonym przez Niego światem. Tego należy się trzymać, bo nie jest powiedziane, czy przez grzech został mu ten przywilej odebrany.
Dlatego podtrzymuje opinie o moim spojrzeniu na temat kontaktu Bóg-człowiek, ale tak jak podkreślam jest to tylko moje spojrzenie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
X
Agat
Dołączył: 11 Gru 2007
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: X-Files
|
Wysłany: Nie 2:49, 06 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Hmmm, nie wiem czy jako ateista w ogóle powinienem wypowiadać się w temacie, który dotyczy (jakby nie patrzeć) wartościowania różnych rodzajów więzi z Bogiem, której to więzi niejako ze swojej definicji nie odczuwam ani jej nie poszukuję - i która co więcej nie jest mi osobiście do niczego potrzebna ale uznałem, że się wypowiem, bo w końcu co mi tam
Tylko zaznaczam, że to są moje całkowicie prywatne pseudofilozofie i każdy czyta je na własne ryzyko ...... a poza tym jeden post ateisty zawiera 25 gram czystego ateizmu
Poruszana tu w kontekście wiary (ale przecież bardzo ważna również poza tym kontekstem) kwestia otwartości i szacunku względem innych ludzi, realizowania się w relacjach międzyludzkich, oraz gotowości do poświęceń dla dobra innych, w których dostrzegamy nieważne czy to Boga czy po prostu drugiego Człowieka, jest moim zdaniem kluczową sferą ludzkiej samorealizacji, oraz jedyną, na podstawie której można wg mnie cokolwiek wartościować. To, jakimi jesteśmy ludźmi - dobrymi czy złymi - wyraża się moim zdaniem tylko i wyłącznie w tym, jakimi jesteśmy (poprzez swoje czyny) dla innych ..... wszystko poza tym (łącznie z przekonaniami religijnymi tudzież sposobem ich rozumienia i indywidualnego przeżywania) to jest już sfera światopoglądu, który nie podlega dla mnie ocenom moralnym. Dobrem jest w moim rozumieniu to, czym uszczęśliwiamy innych ludzi, a złem to, co ich krzywdzi. Muszę jeszcze dodać, że to "uszczęśliwianie" czy "krzywdzenie" rozpatruję przede wszystkim pod kątem osoby, której to nasze działanie dotyczy - bo nie można wg mnie automatycznie zakładać, że to, co nas czyni szczęśliwymi, z całą pewnością uszczęśliwi także wszystkich innych. Taka postawa bowiem, mimo najszczerszych (zapewne) intencji czynienia dobra, prowadzi bardzo często właśnie do czyjejś krzywdy ... a jeśli prowadzi do czyjejś krzywdy, to jest przecież zła, prawda? Moim zdaniem tak. To jest IMHO kwestia empatii oraz wrażliwości na innych: cech, które cenię sobie w ludziach najbardziej. Nie wiem, czy w relacji z drugim człowiekiem, która opiera się na dawaniu siebie i gdzie jesteśmy przy tym nastawieni przede wszystkim na niego można odnaleźć Boga - być może - za to wiem na pewno, że można w niej odnaleźć szczęście i samospełnienie
Jeśli natomiast mowa o pięknie / majestacie / potędze świata, o ich kontemplacji czy nawet o jakimś transcendentnym, (quasi?)religijnym zachwycie nimi, to moim zdaniem są to (podobnie jak emocje, związki czy wartości moralne) wartości i odczucia w pewien sposób wpisane w kondycję człowieka ........ a przy tym zupełnie niezależne od tego, czy uznajemy to wszystko za dzieło (czy też przejaw) jakiejkolwiek istoty wyższej (nieważne: teistycznej, deistycznej czy też - nie wiem na ile sformułowanie takie w ogóle ma sens - panteistycznej), czy też koncepcję taką odrzucamy. Oczywiście mam świadomość (chociaż trudno mi wyrokować ), że również i w ten sposób, poprzez zachwyt i pokorę wobec przyrody, dzieł kultury czy Wszechświata, podobnie jak poprzez drugiego człowieka, można przeżywać subiektywne doświadczenie kontaktu z Bogiem. Ale można też go nie doświadczać, a mimo to czerpać z takiej kontemplacji podobną, quasi-religiną radość: koronny przedstawiciel takiego podejścia, niejaki Einstein, pisał przecież "Nie próbuję wyobrażać sobie Boga; wystarcza mi odczucie potęgi i majestatu przyrody, o tyle, o ile możemy ją poznać za pośrednictwem naszych niedoskonałych zmysłów". To dopiero jest herezja, prawda? - w każdym razie wszyscy bogobojni Amerykanie uznali go przez to za Żyda
Ech .... zdaję sobie sprawę, że poważnie to wszystko zaplątałem, ale cóż ja mogę starałem się jak mogłem może lepiej pójdę spać
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez X dnia Nie 2:50, 06 Sty 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Meliana
Jaspis
Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 13:41, 06 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Tak...przysięgałam sobie, że dzisiaj nic tu nie napiszę, że nie mam na to czasu, że mogę to później nadrobić. Ale jak zwykle zniweczyliście moje plany i teraz zamiast łamania sobie głowy nad moją ukochaną magistrunią, znowu jestem tutaj.
Przede wszystkim: Drogi X-sie i Drogi Greebo! Dziękuje za Wasze fantastyczne wypowiedzi, przed którymi doprawdy ciężko jest przejść obojętnie.
X-sie! Jakbyś czytał nam w myślach, bo jeszcze dzisiaj rano dyskutowaliśmy z Ernim na temat Boga i tez, które przywołuje Dawkins na dowód Jego braku. Zaczyna swoją książkę m.in. właśnie od Einsteina i jego wypowiedzi, którą zacytowałeś. Jest to oczywiście trafne i warte rozpatrzenia spostrzeżenie, które jednak nie jest dla mnie wystarczająco przekonywujące. Oczywiście z racjonalistycznego punktu widzenia jest ono zasadne i zupełnie logiczne, dla mnie jednak bardziej kontrowersyjne i budzące wątpliwości jest pytanie: dlaczego Bóg przez tyle wieków pozwolił ludziom na wojny m.in. w Jego imieniu, kłamstwa, wzajemne wyniszczanie, czy hamowanie rozwoju ludzkiego myślenia. Potrafię sobie to poniekąd wytłumaczyć istnieniem tzw. "wolnej woli" człowieka i "rozliczeniem" jego czynów na tamtym świecie, ale to są właśnie kwestie, które budzą we mnie największy dysonans i sprawiają, że moja postawa usztywnia się i wędruje w stronę agnostyczną.
Z drugiej jednak strony: jak wytłumaczyć istnienie człowieka? Albo lepiej: ludzkiej świadomości? Jest to przecież najbardziej niesamowity i tajemniczy wytwór Wszechświata. Kiedy studiuję Biblię, wiele rzeczy rozjaśnia się w mojej głowie, wówczas agnostycyzm zostaje daleko za mną. Szczególnie ta "ludzka świadomość" nie daje mi spokoju. Księga Genesis mówi o tym, że ludzie poznali grzech, śmierć i jednocześnie zyskali wolną wolę wraz z zerwaniem zakazanego owocu z Drzewa Poznania dobrego i złego. Tłumacząc to na bardziej współczesną modłę ja rozumiem to następująco: wraz z narodzinami ludzkiej świadomości, narodziło się w ludziach myślenie abstrakcyjne, a wraz z myśleniem abstrakcyjnym, powstało myślenie religijne. Ludzie odchodząc od świata zwierząt musieli sobie radzić nie tyle z życiem ile bardziej z jego świadomością. Widzieli śmierć swoich bliskich i głęboko ją przeżywali nierozumiejąc jednocześnie, dlaczego tak się dzieje. Widzieli padający deszcz, a za nim rodzące się z ziemi rośliny i też nie potrafili stwierdzić czym to jest uwarunkowane. Zwierzęta nie mają takich dylematów, nie zastanawiają się dlaczego świat jest ułożony tak, a nie inaczej, kierują się instynktem, nie potrafią myśleć abstrakcyjnie. My potrafimy i musimy z tym żyć. Jest to swojego rodzaju przekleństwo, które oczywiście inni mogą nazwać darem. Jednak sytuacje z jakimi musimy się mierzyć, wybory jakich musimy dokonywać to niesamowicie trudne zadania. Niewielu udaje się przeżyć to życie i być absolutnie pewnym wszystkiego, co się w życiu zrobiło i umrzeć z poczuciem absolutnego spełnienia we wszystkich przejawach swojej egzystencji.
Dlatego moje podejście do Boga i kwestii religii zasadza się mniej więcej na stwierdzeniu: nie ważne, czy Bóg jest prawdziwy, czy nie. Ważne jest, na ile jest on prawdziwy DLA MNIE. Nie ważne, czy moje podejście jest stricte animistyczne, panteistyczne, deistyczne, czy katolickie, istotne jest żeby było PRAWDZIWE DLA MNIE i tego się w życiu trzymam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
X
Agat
Dołączył: 11 Gru 2007
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: X-Files
|
Wysłany: Nie 21:43, 06 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Meliana, ja nie wiem jak Ty to robisz, że tak się wyrabiasz ze wszystkimi tymi tematami respect żebym to ja miał taki dar samoorganizacji - a ja tymczasem mam już w tej chwili chyba z 10 wątków, w których chciałbym i powinienem coś napisać, a kulce nie mam kiedy i chyba już niedługo dostanę z tego tytułu tak jakby nerwicy jak to kiedyś eufemistycznie określił jeden mój wykładowca i proszę bardzo, oto jest właśnie działanie for dyskusyjnych na człowieka, który w każdym temacie ma o wiele za dużo do powiedzenia
Meliana napisał: | X-sie! Jakbyś czytał nam w myślach, bo jeszcze dzisiaj rano dyskutowaliśmy z Ernim na temat Boga i tez, które przywołuje Dawkins na dowód Jego braku. |
znaczy nie ja czytam w myślach, tylko wszyscy czytamy cholernego Dawkinsa i tak oto po raz kolejny coś, co na pierwszy rzut oka wydawało się czystą metafizyką znalazło nagle całkowicie przyziemne i racjonalne wyjaśnienie
A z tym Dawkinsem to ja mam prawdziwe skaranie Systemu Wartości, naprawdę męczenie Dawkinsa nie przychodzi mi łatwo nawet chciałem założyć osobny wątek, gdzie urządziłbym sobie jego kosztem tanie odreagowanie, ale skoro już mnie uprzedziłaś to proszę bardzo, mogę się równie dobrze wyzłośliwić i tutaj tak, bo z jednej strony trudno mi się nie zgodzić z wieloma jego tezami (ale, wielkie nieba, tylko i wyłącznie tymi teologicznymi - bo na pewno nie tymi społecznymi), ale z drugiej strony jego dość hmmmm specyficzny sposób ich przedstawiania często sprawia, że światłym owym dziełem obrywa się biednej ścianie no bo cóż to za mentorski ton! Cóż za zadufanie w swoim jedynym słusznym poglądzie, i cóż za pełen wyższości protekcjonalizm względem wszystkich innych. Zaiste, pod tym względem akurat siebie warci Richard i ojciec Tadeusz. Koronny przykład takiej retoryki to "wbijajmy to wszystkim do głowy!". Cóż, skoro Richard Dawkins postuluje wolnomyślicielstwo a jednocześnie przejawia ciągoty do wbijania ludziom różnych rzeczy do głów, to jest to chyba przejaw pewnego zagubienia - a jeśli ktoś chciałby być bardzo złośliwy (jak ja) to można to też nazwać galopującą ambiwalencją sądów i niech tam ktoś się tym zajmie, prawda?
"Jestem ateistą, ALE". Pan Dawkins bardzo nie lubi tego sformułowania, i w związku z tym zamierzam używać go najczęściej, jak tylko to będzie możliwe. Jestem ateistą, ALE bardziej się dla mnie liczy postawa niż pogląd. I pana Dawkinsa również to dotyczy, mimo że jego poglądy są mi w wielu kwestiach bliskie. I co z tego? Tym bardziej jest mi głupio z jego powodu. Czy pan Dawkins nie zdaje sobie sprawy że na skutek tego, co ja nazywam nieweryfikowalnością a pan Dawkins (nie)prawdopodobieństwem każdy człowiek może mieć taki światopogląd religijny, jaki mu się tylko żywnie podoba, i panu Dawkinsowi nic do tego poza szacunkiem? Nie, bo pan Dawkins uważa taką postawę za tchórzowski asekurantyzm. Oczywiście, najlepiej jechać po wszystkich poza ateistami - i to w dokładnie taki sam sposób, w jaki fundamentaliści jadą po wszystkich z wyjątkiem wyznawców swojej religii. A przy tym pan Dawkins oczywiście zdaje się sądzić, że postawa nachalnie apologetyczna u ludzi wierzących jest czymś złym i obrzydliwym, podczas gdy postawa nachalnie apologetyczna u pana Dawkinsa jest "programem budzenia świadomości". Dla mnie w sumie niewielka różnica - poza nazwą i końcem spektrum, z którego się pluje jadem. Pan Dawkins lubi chyba Kanta, niech więc sobie rozważy imperatyw kategoryczny, i, na bogów, może też trochę wyluzuje. Po kiego grzyba ta cała WIELKA MISJA? Toć życia szkoda .....
A to, co w tej książce wyprawia tłumacz, przechodzi doprawdy ludzkie pojęcie - po prostu obraża to moje poczucie elementarnej estetyki.
No więc reasumując: naprawdę zamierzam przeczytać tę ksiązkę do końca, ale pan Dawkins i jego nadgorliwy tłumacz stanowczo nie ułatwiają mi sprawy ba, czasami mam wrażenie, że oni mnie zwyczajnie prowokują ...... ale to już tylko moja paranoja, prawda? Prawda?!
A jakie Wy macie wrażenia z lektury?
Meliana napisał: | Jest to oczywiście trafne i warte rozpatrzenia spostrzeżenie, które jednak nie jest dla mnie wystarczająco przekonywujące. |
Dla mnie też nie ale mimo wszystko poparcie kogoś takiego jak Einstein jest moim zdaniem prawdziwą koroną panteizmu z kimś takim w charakterze wisienki to choćby się chciało trudno jest traktować ten tort niepoważnie, prawda?
Natomiast w poruszonej przez Ciebie kwestii wolnej woli, którą wykorzystujemy do czego wykorzystujemy, niezrozumiałe jest dla mnie jeszcze jedno: jak mianowcie można ją pogodzić z koncepcją wszechwiedzącego Boga chodzi mi o ten paradoks: stajesz na rozstaju dróg i zaraz masz podjąć decyzję, którą z nich pójdziesz. Jeśli uznajemy, że istnieje wszechwiedzący Bóg, który z góry wie jaka będzie decyzja, to znaczy, że tak naprawdę nie możesz podjąć żadnej innej i cała wolna wola staje się tylko ludzkim złudzeniem. Można pójść w tym też o krok dalej dalej, i dojść do wniosków bardzo podobnych do tych, o jakich napisałaś: skoro istnieje wszechwiedzący Bóg to nie ma wolnej woli, a skoro nie ma wolnej woli, to za całe zło tego świata można winić w zasadzie tylko Jego. Z kolei jeśli istnieje wolna wola to znaczy że Boga można zaskoczyć, ergo: nie jest on wszechwiedzący. A jak można powierzyć ostateczny sąd istocie nie będącej wszechwiedzącą?
Jak dla mnie w takim teizmie jest za dużo wewnętrznych sprzeczności to dlatego, że ja bywam diablo czepliwy w stosunku do własnych poglądów, co do których odczuwam głęboki przymus ich bezustannej weryfikacji więc z teistycznym poglądem szybko nabawiłbym się .... tak jakby nerwicy nie ma rady
A co do różnych światopoglądów, nie tylko religijnych ale też np. politycznych, to mam takie nieodparte wrażenie pewnej stopniowalności indywidualizmu są ludzie tworzący idee, są "partyjni", którzy trzymają się raz wyznaczonej im przez kogoś innego linii, później stopniowo coraz to bardziej niezależni członkowie, i w końcu mniej lub bardziej "niezależni eksperci" ja uważam, że dla mnie w życiu najlepiej jest mieć własny pogląd na każdą szczegółową kwestię z osobna, ale nie przyjmować od nikogo całych przygotowanych przez kogoś odgórnie kompleksów tych poglądów - czyli jakiejkolwiek doktryny partyjnej czy religijnej. W poszczególnych kwestiach mogę się kierować zdaniem różnych ludzi, których szanuję, różnych autorytetów, ale "kompleks przekonań" mam tylko jeden: MÓJ ROTFL, albo może jestem po prostu zwykłym megalomanem
[CAŁKIEM GŁUPI OFFTOP]
A poza tym kto mi zagwarantuje, że z tymi doktrynami nie skończy się to następująco:
Po końcu świata przed rajem tłumy, ale nikogo nie wpuszczają. Nie wpuścili księdza, pastora, rabina, nie wpuścili nawet islamskiego samobójcy kamikadze. Wytłumaczenie jest zawsze to samo: "twoja religia jest nieprawdziwa". W końcu ktoś nie wytrzymuje nerwowo i pyta strażnika:
- To w końcu która religia była tą prawdziwą?
A strażnik uśmiecha się złośliwie i odpowiada:
- Mormoni
[KONIEC CAŁKIEM GŁUPIEGO OFFTOPA]
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez X dnia Nie 21:44, 06 Sty 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Pasja
Malachit
Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 23:42, 14 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Greebo napisał: |
Biblia, a zwłaszcza księga Genesis uczy nas, że cały świat, w tym wszelkie życie, od bakterii po człowieka zostało stworzone przez Boga. O wydarzeniach z przed (sprzed? ) początku świata dowiadujemy się z księgi proroka Izajasza, który obrazuje bunt części aniołów pod wodzą Lucyfera, który uważał się za równego Bogu. Niestety dla niego, nawet najpoteżniejsi aniołowie również zostali stworzeni przez Boga i to do Niego należy władza wyrokowania w każdym aspekcie egzystencji wszystkich bytów. Czy w związku z tym, powinniśmy dostrzegać Boga w innych ludziach? Moim zdaniem nie. Cześć należy się stwórcy, a nie stworzeniu. Jeśli zaczniemy dostrzegać ułamki boskości w człowieku, to za chwilę znajdziemy je też w zwierzęciu czy roślinie (wszak też żyją), a potem w strumieniach, kamieniach... Panteizm zaś, podobnie jak animizm zostały uznane za herezję.
Jest jednak druga strona medalu - Bóg nakazuje ludziom by postępowali wobec siebie z szacunkiem, miłością i zrozumieniem, by byli godni miana jego dzieci, jego stworzenia. Skoro oddaję cześć Bogu, to czy mogę jednocześnie pozwolić sobie na łamanie jego praw?
BTW. Owo poszukiwanie boskości w ludziach, a potem w całej naturze było już przez Chrześcijan przerabiane. W pierwszych wiekach n.e. nasi przodkowie wyraźnie starali się czcić Boga wprost, bez pośrednictwa Kościoła jako instytucji. Dowodami na to są apokryficzne ewangelie z tamtych czasów (np. Apokryficzna Ewangelia wg Tomasza: (77) Rzekł Jezus: "Ja jestem światłością, która jest ponad wszystkimi. Ja jestem Pełnią, Pełnia wyszła ze mnie, Pełnia doszła do mnie. Rozłupcie drzewo, ja tam jestem. Podnieście kamień, a znajdziecie mnie tam".)
|
Eo, ale ja dostrzeganie boskości w człowieku rozumiem nie jako przypisywanie mu cech boskich, ale jako szukanie mądrości i wiary w siłę Jego miłości poprzez zgłębianie i "umiłowanie" Jego tworów - ludzi, roślin, kamieni. Nie uważam tego za herezję, choć może nie mi to oceniać...ale szukanie mądrości w świecie, który nas otacza, w świecie, który jest Dziełem Boga i przez który Bóg nam się przejawia oraz miłość do tworów Boga dla mnie nie ma nic wspólnego z czcią jaką oddaje się Bogu. Chyba, że jako akt czci uznać miłość i podziw, ale wtedy heretykiem można by uznać i św.Franciszka...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Pasja
Malachit
Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 0:38, 15 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
X napisał: | 1.To, jakimi jesteśmy ludźmi - dobrymi czy złymi - wyraża się moim zdaniem tylko i wyłącznie w tym, jakimi jesteśmy (poprzez swoje czyny) dla innych ..... wszystko poza tym (łącznie z przekonaniami religijnymi tudzież sposobem ich rozumienia i indywidualnego przeżywania) to jest już sfera światopoglądu, który nie podlega dla mnie ocenom moralnym. Dobrem jest w moim rozumieniu to, czym uszczęśliwiamy innych ludzi, a złem to, co ich krzywdzi.
2.Muszę jeszcze dodać, że to "uszczęśliwianie" czy "krzywdzenie" rozpatruję przede wszystkim pod kątem osoby, której to nasze działanie dotyczy - bo nie można wg mnie automatycznie zakładać, że to, co nas czyni szczęśliwymi, z całą pewnością uszczęśliwi także wszystkich innych. Taka postawa bowiem, mimo najszczerszych (zapewne) intencji czynienia dobra, prowadzi bardzo często właśnie do czyjejś krzywdy ... a jeśli prowadzi do czyjejś krzywdy, to jest przecież zła, prawda?
(...)
3.Oczywiście mam świadomość (chociaż trudno mi wyrokować ), że również i w ten sposób, poprzez zachwyt i pokorę wobec przyrody, dzieł kultury czy Wszechświata, podobnie jak poprzez drugiego człowieka, można przeżywać subiektywne doświadczenie kontaktu z Bogiem. Ale można też go nie doświadczać, a mimo to czerpać z takiej kontemplacji podobną, quasi-religiną radość: |
1.zgadzam się, że postępowanie podlega wartościowaniu, a światopogląd jest już indywidualną kwestią. dla mnie religia, polityka, sposób życia - to często po prostu inne metody dochodzenia do wspólnych dla nas wszystkich celów.
2.Nie jestem za uszczęśliwianiem na siłę, to narusza prawo do wolności (zbrodnia! ) - stąd już wyniknęła niejedna wojna. Natomiast zastanawiają mnie zawsze sytuacje, gdy mamy do czynienia z jednostkami w pewien sposób działającymi na swoją szkodę. Oczywiście, nie każdy potrzebuje tego samego...ale jeżeli np. - skrajny przykład - mamy do czynienia ze schizofrenikiem, któremu wydaje się, że jest mu "dobrze", to pozostawianie go w stanie takiej nieświadomości jest trochę pójściem na łatwiznę i przyzwoleniem na pewne zło...jest obojętnością na nieszczęście drugiego. Aczkolwiek trudno o takich kwestiach rozstrzygać.
3.Można czerpać z takiej kontemplacji radość, będąc ateistą i być może to - w oczach osoby wierzącej;) - stanie się to potwierdzeniem słów pewnego mądrego księdza - że niewiara to tylko okresy w życiu, bo tak naprawdę wszyscy są w jakimś sensie wierzący, tylko nie wszyscy o tym wiedzą
Znowu - wspólne cele i potrzeby, ale wyrażane " w innych językach".
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Pasja
Malachit
Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 0:49, 15 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Meliana napisał: |
1.Oczywiście z racjonalistycznego punktu widzenia jest ono zasadne i zupełnie logiczne, dla mnie jednak bardziej kontrowersyjne i budzące wątpliwości jest pytanie: dlaczego Bóg przez tyle wieków pozwolił ludziom na wojny m.in. w Jego imieniu, kłamstwa, wzajemne wyniszczanie, czy hamowanie rozwoju ludzkiego myślenia.
2.Zwierzęta nie mają takich dylematów, nie zastanawiają się dlaczego świat jest ułożony tak, a nie inaczej, kierują się instynktem, nie potrafią myśleć abstrakcyjnie. My potrafimy i musimy z tym żyć. Jest to swojego rodzaju przekleństwo, które oczywiście inni mogą nazwać darem.
3.Dlatego moje podejście do Boga i kwestii religii zasadza się mniej więcej na stwierdzeniu: nie ważne, czy Bóg jest prawdziwy, czy nie. Ważne jest, na ile jest on prawdziwy DLA MNIE. Nie ważne, czy moje podejście jest stricte animistyczne, panteistyczne, deistyczne, czy katolickie, istotne jest żeby było PRAWDZIWE DLA MNIE i tego się w życiu trzymam.  |
1.Może to jest właśnie kwestia wolnosci, którą nam dano, a której nie umiemy we właściwy sposób wykorzystać, a przynajmniej nie zawsze...?
2.Zgadzam się. Myśl jest czymś cudownym, ale gdybyśmy ich nie mieli, pozbylibyśmy się wielu problemów...tylko czy to o to chodzi? O to, by się zubożyć w imię pewnego rodzaju...wygody? (pasyjna odp. brzmi - nie;) )
3.A więc religia jako monosubiektywne doznanie? Ale w ten sposób nawet Hitler mógłby stwierdzić, że miał PRAWDZIWEGO DLA NIEGO Boga...dlatego w moim odczuciu (być może całkowicie błędnym) warunkiem prawdziwości jest pokora (nie mówię, że jej nie masz, Mel, to takie luźne spostrzeżenie:) ). Nie pretendowanie do boskiej roli, lecz głebokie zrozumienie tajemnicy Siły, w tym zrozumienie, że w pełni zrozumieć się jej nie da.
Zawsze obawiałam się, czy wiara nie jest pewnego rodzaju wyobrażeniem wynikłym z pewnych ludzkich potrzeb...ale zawsze też wtedy mówię sobie, że skoro takie potrzeby we mnie i w ogóle w ludzkości od zarania się pojawiają, to znaczy, że tak powinno być i że Ktoś "musi za tym stać", a więc wszystko w porządku.
Ludzką rzeczą błądzić (wiadomo), ale być może błądzenie doprowadzające nas do pewnych wniosków (poprzez podejmowanie kolejnych decyzji) jest w jakiś sposób nam pisane - każdy musi odbyć właśnie taką a nie inną drogę na Drodze do...ale to już w następnym "odcinku", Pasja się aż tak nie zna i żeby nie zagęszczać już posta, idzie się uczyć, bo ma S...S...S...(((sesję)))
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Pasja
Malachit
Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 0:51, 15 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
[o, udało mi się zdążyć przed północą <toast> ]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Meliana
Jaspis
Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 17:05, 05 Lut 2008 Temat postu: |
|
|
Przyznaję nieskromnie, że fajnie wyszła nam ta dyskusja. Jestem pewna, że można ją jeszcze kontynuować i to w bardzo ciekawym kierunku. Mnie jednak ostatnio "dręczy" bardzo melancholijny nastrój ( może to dlatego, że zdałam sesję i że już tak niewiele mi do końca studiów zostało ) i ciągle chce mi się coś podsumowywać. Ale zanim przejdę do istoty rzeczy, to jeszcze tylko krótka notka dla X-a odnośnie Dawkinsa. Niestety niewiele tak naprawdę mogę powiedzieć o jego popularnej książce. Znanych jest mi tylko kilka tez i to raczej mało przekonywujących, z czym się zresztą oboje zgadzamy. To, że "Bóg urojony" jest kontrowersyjny, to jeszcze nie znaczy, że jest na tyle "błyskotliwą" książką, że od razu wszyscy mający odmienny światopogląd mogą paść z zachwytu, a Ci - dotąd wierzący - szybko zmienią swój pogląd. Mam takie wrażenie, że ostatnio promuje się książki, które przekazują w jakiejś mierze treści "łopatologiczne", które w sam raz nadają sie do połknięcia przez spragnioną sensacji gawiedź, a książki naprawdę dobre ( nawet te kontrowersyjne ) spycha się na margines poznania, uznając je za zbyt "trudne" w odbiorze dla przeciętnego zjadacza chleba.
Swoją drogą świetnie mi się w ten "klimat" wpisują słowa starego filozofa Sokratesa, który już w VI wieku p.n.e., powiedział piękne słowa! Śmiało się mogę pod nimi podpisać, jako człowiek który nie rości sobie pretensji do "jedynej i objawionej" prawdy, ale tak jak wszyscy - przyznaje, że to "co jest po tej drugiej stronie" okrywa zasłona tajemnicy.
Oto słowa Sokratesa z książki innego "Wielkiego" bo Platona, który cytuje swojego Mistrza tuz przed jego egzekucją:
" (...) Otóż jednym z dwóch jest śmierć. Bo albo tam niejako nic nie ma i człowiek po śmierci nawet wrażeń żadnych nie odbiera od niczego, albo jest to, jak mówię, przeobrażenie jakieś i przeprowadzka duszy stąd na inne miejsce. Jeżeli to brak wrażeń, jeśli to coś jak sen, kiedy ktoś śpiąc - nawet widziadeł sennych nie ogląda żadnych, toż przedziwnym zyskiem byłaby śmierć. Bo zdaje mi się, że gdyby ktoś miał wybrać w myśli taka noc, w której tak twardo zasnął, że nawet mu sie nic nie śniło, i inne noce, i dni własnego życia miał z nią zestawić i zastanowiwszy się powiedzieć, ile też dni i nocy przespał lepiej i przyjemniej od tamtej, to myślę, że nie jakiś prywatny człowiek, ale nawet Wielki Król znalazłby, że na palcach policzyć by je można w porównaniu do tamtych innych dni i nocy.
Więc jeśli śmierć jest czymś w tym rodzaju, to ja ją mam za czysty zysk. Toż wtedy cały czas nie wydaje się ani odrobinę dłuższy niż jedna noc.
Jeśli zaś śmierć, to niby przesiedlenie się duszy stąd na inne miejsce, jeżeli to prawda co mówią, że tam są wszyscy umarli, to jakże może być większe dobro ponad nią, sędziowie!
Przecież jeżeli ktoś do Hadesu przybędzie, pożegnawszy się na zawsze z tymi rzekomymi sędziami i znajdzie tam sędziów prawdziwych, jak to i mówią, że tam sądy odprawia Minos i Radamantys i Ajakos i Triptolemos i inni półbogowie, którzy za życia swego byli sprawiedliwi - to czyż to nie miła przeprowadzka? Albo tak spotkać Orfeusza i Muzajosa i Hezjoda i Homera, ileż by niejeden z was dał za to? Toż ja chcę częściej umierać, jeżeli to wszystko prawda.
Więc i wy sędziowie, powinniście z pogodą i nadzieją myśleć o śmierci, a tylko tę jedną prawdę mieć na oku, że do człowieka dobrego nie ma przystępu żadne zło ani za życia, ani po śmierci, a bogowie nie spuszczają z oka jego sprawy. (...)
Ale oto już i czas odejść, mnie na śmierć, wam do życia. Kto z nas idzie do tego, co lepsze, tego nie wie jasno nikt - chyba tylko Bóg."
To jest chyba najlepsza puenta na temat "życia po śmierci". Nie wiem czy Dawkins zna ta sentencję Sokratesa, ale wątpię...
A szkoda. Jestem pewna, że wówczas nieco bardziej przemyślanie formułowałby swoje sądy. Szczególnie że to delikatny temat, a nie "tania pożywka" dla złaknionej sensacji gawiedzi.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|